Stacja 2

Miejsce pamięci – filia obozu koncentracyjnego Kamenz-Herrental
Wybierz stację:
  • Przegląd
  • 1
    Stacja 1
  • 2
    Stacja 2
  • 3
    Stacja 3
  • 4
    Stacja 4

Filia obozu koncentracyjnego Kamenz-Herrental w okresie nazistowskim – organizacja i funkcjonowanie

Warunki w obozie

Audio Player BG

Warunki w obozie 

W obozie realizowano zasadę „wyniszczenia przez pracę”. Codzienne życie więźniów od rana do nocy było naznaczone cierpieniem: fizycznym i psychicznym wyczerpaniem, złymi warunkami sanitarnymi, ciągłym głodem, strachem przed wszechobecną śmiercią współwięźniów oraz brutalnością strażników.

Obóz był strzeżony przez 24 żołnierzy SS. Więźniowie byli bici przez esesmanów i kapo (więźniów funkcyjnych, którzy na polecenie SS i w zamian za przywileje nadzorowali innych). Uderzenia gumowymi pałkami, podobnie jak podczas transportów, wymierzone były głównie w głowę. Strażnicy używali batów nawet przy najmniejszym przewinieniu.

Kierownik obozu Wirker

Audio Player BG

Kierownik obozu Wirker 

Większość świadków, zarówno więźniów, jak i okolicznych mieszkańców, podkreślała, że Wirker był wyjątkowo brutalny. 

Pewnego dnia jeden z więźniów opuścił się z górnego piętra na dach przy pomocy koca i w ten sposób uciekł. Gdy rolnik w okolicach Riesa go schwytał i odesłał z powrotem do obozu, został przez strażników dotkliwie pobity. Następnego dnia miał na głowie opatrunek, a już dzień później nikt go nie widział – czy zmarł? Wirker nie udzielił żadnych wyjaśnień, mówiąc jedynie: „Nie należy mieć współczucia dla takich ludzi.”

Podczas alarmów lotniczych Wirker chodził z odbezpieczonym pistoletem wokół budynku fabrycznego i strzelał do więźniów, którzy pojawiali się w oknach. W obozie często słyszano strzały, a czasem również jęki ludzkie. Nie odnotowano jednak bezpośrednich zabójstw. Znane jest tylko jedno jego groźne oświadczenie: miał powiedzieć do więźnia: „Gdybyś nie był z Chemnitz, zastrzeliłbym cię!”

Zaopatrzenie

Audio Player BG

Zaopatrzenie 

Wraz ze wzrostem liczby więźniów kotły kuchenne stały się całkowicie niewystarczające, co odbijało się na fatalnym wyżywieniu: podawano prawie wyłącznie zupę z brukwi i to w niewystarczających ilościach. Po posiłku więźniowie rzucali się na śmietniki w hucie szkła w poszukiwaniu czegokolwiek jadalnego, jak obierki ziemniaków. Strażnicy bili ich tam i kopali, a czasem któryś z więźniów pozostawał leżący bez ruchu.

Pierwszy kucharz, Polak, ukradł żywność i uciekł z innymi więźniami kanałem z obozu. Nie wiadomo, czy ucieczka się powiodła, jednak pozostali więźniowie zostali za to pobici jeszcze dotkliwiej – kilku z nich zmarło.

 

Zła sytuacja żywnościowa nie mogła zostać ukryta przed sąsiadami. Skutkiem niedożywienia była słabość i ciężkie uszkodzenia zdrowia aż po śmierć. Ci, którzy trafili do szpitala obozowego, nigdy nie wracali. Więźniowie często cierpieli na biegunkę, przez co sąsiedzi obawiali się wybuchu epidemii czerwonki.

Słaba wydajność pracy wynikała również z katastrofalnego niedożywienia. Więźniowie mieli godzinę przerwy obiadowej i po 10 minut przerwy na śniadanie i kolację, ale przerwy te najczęściej nie dochodziły do skutku, ponieważ nie mieli nic do jedzenia. Na obiad, który składał się zwykle jedynie z wody i brukwi, pozostawało tylko około 20 minut. Więźniowie z głodu ledwo mogli chodzić wyprostowani, ich oczy były zapadnięte, a ręce zwisały bezwładnie. Byli niezdolni do pracy, a liczba zgonów była wysoka.

Opieka medyczna w obozie

Audio Player BG

Opieka medyczna w obozie 

Te warunki doprowadziły do katastrofalnej sytuacji zdrowotnej. Więźniowie byli fizycznie i psychicznie na skraju wyczerpania. Opieka medyczna była konieczna. Istniały bliskie kontakty między firmą Elster GmbH a obozem. Dwóch lekarzy obozowych, również więźniów, zwróciło się do kierownika obozu Wirkera z prośbą o lepsze wyżywienie, aby nie narażać jeszcze bardziej zdrowia więźniów. Podobno na naleganie dr Neste dostarczono ziemniaki – był to jednorazowy przypadek w życiu obozowym. Dr Neste tylko raz interweniował bezpośrednio w sprawach medycznych. Podczas kontroli diagnozy lekarza obozowego z powodu zagrożenia epidemią zobaczył izbę chorych na poddaszu. Widok sali z ciężko chorymi więźniami, skazanymi na śmierć, uświadomił mu ciągłe umieranie w obozie. 

Najgorszym z jego obowiązków było współpodpisywanie aktów zgonu podpisanych przez kierownika obozu Wirkera i francuskiego lekarza obozowego. Neste podpisywał do 20 aktów zgonu dziennie. Jako główne przyczyny śmierci podawano: wyczerpanie, zapalenie płuc, grypę, epidemię róży (erysipelas), która mogła się rozprzestrzenić w wyniku katastrofalnego niedożywienia, wyniszczenie i złe ubranie oraz choroby jelit i krwawą biegunkę spowodowaną wodnistym jedzeniem i spożywaniem surowej kapusty.

Zastrzyki z trucizną

Audio Player BG

Zastrzyki z trucizną 

Świadek Bahr zeznał, że w latach 1941–1943 pracował w obozie koncentracyjnym Neuengamme. Złożył zeznanie pod przysięgą: „Ludzi prowadzono nocą pojedynczo do specjalnie przygotowanego pomieszczenia. Tam kazano im położyć się na brzuchu na stole. Następnie Brüning lub ja wstrzykiwaliśmy im około 5 cm³ fenolu w otwór z tyłu głowy. Ludzie natychmiast tracili przytomność i umierali po 1–2 minutach. Następnie Brüning i ja zanosiliśmy ich do kostnicy obok […]”. Prokuratura zakłada, że Bahr mógł działać również w Bautzen i Kamenz. Nie ma jednak na to dowodów. Dość pewne jest natomiast, że także w Kamenz niezdolnym do pracy lub chorym więźniom wstrzykiwano truciznę – przez personel medyczny, a czasem przez innych więźniów. 

Ciężko chorzy trafiali do pomieszczenia na poddaszu, skąd ich ciała, owinięte w koce, znoszono do piwnicy, gdzie znajdowały się piece do spalania zwłok. Choroba w Kamenz była bardzo niebezpieczna. Wszyscy panicznie bali się, że zostaną „zabrani na górę” – bo to oznaczało koniec. Jeden z więźniów, który dostał załamania nerwowego i nieustannie krzyczał, został „zabrany na górę” i nigdy więcej go nie widziano.

Usuwanie ofiar: spalanie w kotłowni

Audio Player BG

Usuwanie ofiar: spalanie w kotłowni 

Dwóch więźniów zatrudnionych w hucie szkła zostało przeszkolonych do obsługi systemu grzewczego, w którym spalano ciała. Już po przybyciu pierwszego transportu w 1944 roku zauważono, jak martwego więźnia niesiono do kotłowni. Widać było tylko stopy przykrytego ciała, po czym z komina zaczął wydobywać się dym. W kolejnych dniach spalanie więźniów stało się codziennością. Zmarłych przenoszono z budynku obozowego po północnej stronie, najpierw przez szopę na węgiel do kotłowni. 

Po pierwszych pytaniach sąsiadów ciała zaczęto przenosić niewidoczną dla innych drogą – przez cmentarz do kotłowni. Dla jeszcze większego ukrycia tych działań prawdopodobnie między kuchnią a kotłownią utworzono dodatkowe pomieszczenie. Ciała wrzucano teraz przez otwór w suficie. Do spalania przydzielono sześciu więźniów. Zadano również, aby żaden z nich nie opuścił obozu żywy.